Kiedy siadła przy toaletce by zrobić makijaż, on wymknął się niepostrzeżenie do kuchni. Był dobrym kucharzem. Jednym z tych, którzy potrafią przemycić w swoich daniach smaki życia. Właśnie te smaki, które nadają daniom niepowtarzalności, które zapadają w pamięć i po które pielgrzymuje się do tych samych miejsc. Smaki – emocje.
Elżbieta przed lustrem przygotowywała się do sylwestrowej zabawy, a ręce Bogdana wysypały na stolnicę mąkę, wrzuciły w środek kopki spory kawałek masła i szczyptę soli. Początkowo siekały nożem, potem zręcznie zagniotły ciasto, dolewając po trosze zimnej wody, a na końcu włożyły kulę do pojemnika. A ten pojemnik trafił do lodówki.
Ta cała akcja trwała dosłownie kilka minut. Bogdan wrócił do sypialni, gdzie Elżbieta pochłonięta była tuszowaniem rzęs. Podszedł do niej, przytulił burzę pięknie rudych loków, pocałował w czoło, po czym podszedł do krawata, który straszył go z daleka. Nie lubił sztywnych ubrań, a to była jedna z okazji podczas których musieli współistnieć. On i krawat. Przynajmniej entrée musiało być godne wieczoru, który jest zarazem końcem i początkiem.

Zabawa się udała. W gronie dobrych znajomych zawsze jest fajnie. Jest muzyka, dobra kuchnia, wspomnienia, śmiech. Są spojrzenia, które mówią bez słów. Dotyk, który szepta o miłości, biodra identycznie poruszające się w rytm muzyki. Byli zgraną i kochającą się parą. Parą, którą nie oszczędzając hartowało życie. Przetrwali burze pielęgnując miłość.

Posylwestrowe ranki są trudne. Miłość brutalnie zepchnięta na drugi plan stara się odespać szaleństwo nocy ustępując sceny bolącym nogom, bólowi głowy i zmęczeniu.
Oddałabym wiele za filiżankę kawy – przez zamknięte oczy wyszeptała Elżbieta.
Bogdan od dłuższej chwili nie spał. Jedną ręką obejmował Elżbietę, drugą zajął papierosem. W myślach podsumowywał miniony rok, robił plany na kolejny. Na jego twarzy malował się spokój i radość. Był po prostu facetem pozytywnym. Pełnym siły i wiary, że da się pokonać wszystkie trudności. I dobrze mu to wychodziło.
Zaraz przyniosę, najlepszą. Ma chérie – zgasił papierosa i wyszedł do kuchni.

I kiedy ekspres przygotowywał się do zaparzenia kawy, on wyjął z lodówki wczorajszą kulkę ciasta, boczek, jajka, śmietankę i swojski kozi ser. Włączył piekarnik. Skroił boczek w kostkę, wrzucił na patelnię, rozwałkował ciasto i ułożył na formie do pieczenia. Gdy piekarnik nabrał odpowiedniej temperatury wsunął do niego ciasto. Jajka rozbełtał ze śmietaną. Pieprzem i solą doprawił masę. Po kilku minutach wysunął blachę, przełożył na wpół upieczone ciasto przyrumieniony boczek, zalał masą jajeczną, na której rozrzucił pokruszony kozi ser. Zamknął drzwiczki piekarnika i pozwolił temperaturze pracować. W międzyczasie sięgnął po kolejnego papierosa i ulubione filiżanki Elżbiety. Zaparzył dwie kawy, postawił je na tacy. Z piekarnika wyjął quiche. Pokroił go sprawnie, dołożył dwa widelczyki i ruszył w kierunku sypialni. Był szybki, bo zapach przygotowanych pyszności nie dotarł do Elżbiety pierwszy. Lubił ją zaskakiwać. I tym razem mu się udało.
Siedzieli razem w łóżku, delektowali się quiche, który Elżbieta uwielbiała, gadali. W Nowy Rok dali sobie wolne od pędzącego życia.

Kochani, na ten Nowy Rok, życzymy Wam smaków, dostrzegania tego, co w ferworze życia ginie. Życzymy Wam miłości, zrozumienia i pasji, bo ta jest najlepszą przyprawą codzienności. No i kogoś kochającego u boku, wtedy żadna burza nie jest straszna.

CIASTO
250 g mąki
125 g masła
łyżka zimnej wody
szczypta soli
ciasto zagnieść, odłożyć do lodówki

FARSZ
4 jajka
200 g wędzonego boczku
300 ml śmietanki
1 kozi serek od Jurajskiego Koziołka
sól, pieprz
piec w temp 170 stopni; początkowo samo ciasto; po 10 minutach dodać boczek, masę jajeczną, pokruszyć ser i dalej zapiekać
SMACZNEGO!