Zdecydowanie była estetką. Kobietą, która kolorowała swoje życie. Była marzycielką, matką, żoną. W tej całej swojej delikatności była silną kobietą. I nie wiedzieć czemu przez lata uwikłała się w związek, który wyssał z niej tą kobiecą energię, a na ciele pozostawił kilka siniaków. Siniaki znikną z czasem, trudniej leczy się duszę i serce.
Dzięki Bogu była również optymistką. To pozwalało jej wierzyć, że jeszcze będzie przepięknie.
Przepięknie robiła więc entre do nowego codziennego życia. Powoli zaczynała dbać o siebie, rozpieszczać na tyle, na ile pozwoliły jej warunki w jakich się znalazła. Celebrować dobre chwile.
Codziennie o poranku zerkała w wielkie lustro w łazience, uśmiechała się do siebie, mimo, że łzy w oczach jeszcze dobrze nie wyschły. Powoli odnajdywała w sobie chęci do życia, bo bagaż jaki pozostał jej po ostatnich trzydziestu latach był cholernie przygniatający. Znajdzie siłę, aby go podnieść. Za chwilę porozkłada ciężar na mniejsze plecaczki i zacznie gonić za życiem tak, jak kiedyś. Na razie, kiedy dom jeszcze spał, przygotowywała się do tego czynu i zbierała siły.
Wczesnym rankiem telefony nie dzwonią, nikt do drzwi nie puka. Kot pomrukuje na fotelu, a w kominku zaczynają radośnie trzeszczeć szczapy drewna.
– Dasz sobie radę kochanie! – mówiła do siebie coraz głośniej.
Podczas, gdy kawa po turecku powolnie pyrkała w tygielku warząc aromaty, ona wyjęła słoiczek puddingu z lodówki. Pudding oczywiście przywiozła z Jurajskiego Koziołka. Zakochała się w ich specjałach z koziego mleka, a ten słodki deser jest na wyposażeniu jej lodówki regularnie. Dobrze, że koziołki w pobliżu mieszkają.
Delikatnie przełożyła budyń do słoiczka, udekorowała sznureczkiem, polała dwiema łyżeczkami syropu z mleczy, które wiosenną porą zbierała, a na wierzch położyła połówkę włoskiego orzecha. Na talerzyku obok puddingu znalazł miejsce kawałek migdałowego ciasta oraz smukła, srebrna łyżeczka. Musi być równowaga w życiu i na talerzu, dlatego akcent goryczki musiał się na nim znaleźć. Nie po to, aby przypominać o sobie, ale aby podbić słodkość i docenić ją. Talerz wylądował na tacy obok filiżanki kawy i zaraz potem cała ta banda wskoczyła z powrotem do łóżka.
Świtało.
Chwilę przyglądała się pięknej tacy zanim wzięła do ręki łyżeczkę i zanurzyła ją w kremowym i słodkim puddingu. Przymrużyła oczy, z których popłynęło kilka łez. Czasami po prostu jeszcze płynęły. W tym samym czasie uśmiech pojawił się na jej twarzy, a słodki pudding zaczął rozgrzewać serce. Osłodził je na tyle, aby znaleźć siłę, by powiedzieć sobie, że życie jest piękne. Jest takie, jakie chcemy je tworzyć. Wystarczy czasami przymrużyć oczy i najzwyczajniej chcieć widzieć dobro wokół.
– Dasz sobie radę kochanie! – dobrze wiedziała, że tak będzie. A jeśli puddingowe poranki będą ją rozpieszczać tak jak dziś, to da sobie radę bardzo szybko.