Klucz w drzwiach zazgrzytał. Pies podniósł leniwie powiekę, by sprawdzić, czy rytuał dnia stosowany od dobrego roku sprawdza się. W sumie był tego pewien, ale co sprawdzone, to sprawdzone. Porządek w domu musi być.
Laura niespiesznie zawiesiła torebkę na wieszaku, zdjęła buty i pomaszerowała do garderoby.
Aby być szczęśliwym trzeba być wolnym – brzmiały w jej głowie wyczytane gdzieś słowa. Laura doskonale je rozumiała, kiedy ściągała po pracy uciskające ją uniformy i wskakiwała w wyciągnięty, lekko przyduży, ale miły i wygodny dres.
Jesień tego roku była ciepła i pięknie kolorowa. Kobieta otworzyła drzwi tarasowe w salonie, z głośników popłynął przejmujący głos Patricii Kass, a recepturka spięła niesforne, długie włosy w kok na czubku głowy. Tak przygotowana Laura weszła do kuchni. Jej kuchnia nigdy nie była nijaka. Nie była przepisem w książce kucharskiej, nie była recepturą, którą można powtórzyć. Kuchnia Laury była życiem, nastrojem, potrzebą i tęsknotą. Może dlatego goście doceniali smaki, które przemycała w swoich daniach. Dni, kiedy mogła upichcić coś dla siebie ostatnio nie było wiele, bo goniąc za życiem podejmowała coraz to nowe wyzwania i często brakowało jej czasu. Dziś jednak miała wielką ochotę na kieliszek wina i lekkie ‚coś na ząb‘. Uwielbiała celebrować smaki.

W czasie kiedy wcisnęła do lodówki butelkę reńskiego, by nabrała odpowiedniej temperatury, wyskoczyła do ogródka. Tam, na grządkach zmęczone upalnym latem zbierały się do zimowego snu zioła. Uszczuplone były tego roku bardzo, bo smaki Laura uwielbia więc całe ich garście lądowały w przeróżnych garnkach i daniach.

Do lekkich sałatek Laura zbierała co ziemia dała. I zwykle zanim nasiona dały owoc, to na działce znaleźć można było świeże listki mlecza, czy pokrzywy. Teraz jesień powoli kładła rośliny do snu, ale w małej szklarence piękne wzeszły listki buraczków, sałat i szpinaku. Te właśnie wylądowały w małym koszyczku Laury. Po drodze zabrała jeszcze całkiem dojrzałe dwie małe gruszki, które drzewo już zrzuciło, dadzą smak i słodycz.

Patelnia skropiona oliwą rozgrzewała się powoli, gruszki w ćwiartkach czekały, aż Laura pozwoli im tam wskoczyć. Ta jednak najpierw podgrzała aromat kilku orzechów włoskich, dodała szczyptę cynamonu, dosłownie szczyptę, która podniebienie zastanowi, a nie zdominuje smakiem.
W końcu na patelni pojawiły się soczyste ćwiartki gruszek.
Ich słodycz delikatnie karmelizowała się budując chrupiącą skórkę. Gruszki nie mogły zbyt długo urzędować na patelni, miały pozostać kruche.
W międzyczasie na białym półmisku swój taniec rozpoczęły liście, które Laura przyniosła z ogródka. Laura uwielbiała białą porcelanę, bo na niej nawet pajda chleba mogła wyglądać królewsko. Poza tym to dania są głównymi bohaterami jej spektakli, a nie wzorki na talerzach. Lubi Laura karmić również i oczy. Tak, bo jeść można wszystkimi zmysłami. Może nie jeść, a kosztować. O tak, to zdecydowanie bardziej pasuje do Laury.

W małym kubeczku kilka łyżek oliwy próbowało dogadać się z żółtkiem od zielononogiej kury. Pogodziła je w końcu sól i wprawna ręka Laury, która łyżką zrobiła tam niezły kipisz, a domowy ocet dodał ostrości. Pięknie kremowy sos czekał teraz na swoją kolej.
Kiedy ostygły gruszki i orzechy Laura niby niedbale rzuciła je na liście, do tego dołączyło kilka piórek cebulki i król tego przedstawienia – kozi ser. Jeszcze pachnący mlekiem, kremowy, niewinny. Laura nie kroiła nigdy sera na paski, kosteczki, czy plasterki. Nie pasowało to wcale do tego naturalnego dania. Najzwyczajniej kruszyła go na talerz. Dziś kawałki sera były całkiem spore, bo i chęć na niego Laura miała niebywałą.
Cała zawartość talerza starała się dogadać, a zamilkli dopiero, kiedy pogodził ich wszystkich sos, kolejna szczypta soli i odrobina pieprzu, która posypała się na talerz z młynka, czarownie go zdobiąc.

W międzyczasie butelka wina schłodziła się odpowiednio i nie wiedzieć kiedy napełniła kieliszek. Na pięknym dużym stole pojawił się półmisek z sałatą z serem kozim, bagietka z okolicznej piekarni i zastawa dla dwojga.
Patricia Kass dalej snuła swoje opowieści, a potem ktoś zapukał do drzwi.